Opiekun - rozdział 30






-Więc? Jak to się stało?

Zapytałem Hanji, która od dobrych piętnastu minut z zaciekawieniem przyglądała się nodze Erena. Nodze, której nie powinien mieć. Doskonale pamiętam, że tytan mu ją zjadł a potem tamowałem krwawienie na kikucie. Kobieta poprawiła okulary i spojrzała na nas poważnie, chociaż szaleńczy uśmiech błąkał się po jej ustach.

-Ten lek, który dałam Erenowi, jest zrobiony na bazie płynu rdzeniowego tytanów. Za każdym razem, gdy chwytaliśmy jakiś, pobierałam od nich tyle, ile było możliwe i eksperymentowałam. Ostatnie badania wykazały zaskakujące efekty. Niepełnosprawne zwierzęta, którym podałam lek, po kilku dniach odzyskiwały pełną sprawność fizyczną i utracone kończyny. Nie testowałam tego jeszcze na ludziach, ale, jak widać, to działa.

Powiedziała, będąc z siebie niezmiernie dumna, co doskonale widziałem na jej twarzy i co podnosiło mi ciśnienie.

-Jak mogłaś?! Jak mogłaś podać mu nieprzetestowany lek?!

Dopadłem jej i przyszpiliłem do ściany, chwytając ją za kołnierz i marząc o tym, by zacisnąć palce na jej długiej szyi i wpatrywać się w jej twarz, gdy powoli będzie umierać.

-Levi, uspokój się.

Usłyszałem Erena, ale kompletnie mnie teraz nie obchodziło to, co miał mi do powiedzenia. No co mnie to kurwa obchodzi?! Powinien teraz siedzieć cicho.

-Sam się na to zgodziłeś, pytałam się o zgodę...

-Pomyślałaś choć przez chwilę, że twój lek może go zabić?! Pomyślałaś o tym?! Co by było, gdybyś go zabiła?! Ja zabiłbym ciebie!

-Ale on żyje i ma się d....

-NIE PRZERYWAJ MI! OD LAT CI POWTARZAM, ŻE MASZ NIE EKSPERYMENTOWAĆ NA ERENIE, A CO ROBISZ PRZY PIERWSZEJ OKAZJI?! EKSPERYMENTUJESZ NA NIM!

Jestem pewien, że mój krzyk można było usłyszeć w całym budynku, ale mało mnie to obchodziło. Poczułem za to, jak czyjaś ciepła dłoń ląduje na moim ramieniu i zostałem odwrócony w kierunku chłopaka, który patrzył na mnie z bardzo bliskiej odległości z lekkim uśmiechem na ustach.

-Levi, nic mi nie jest. Lek zadziałał, odpuść jej.

Poprosił cicho, a ja westchnąłem i powoli rozluźniłem uścisk na ubraniu tej szalonej kobiety po czym spojrzałem prosto w zielone tęczówki, które tak bardzo kocham. Nie mogłem na nie jednak zbyt długo patrzeć. Kotłowało się we mnie tyle emocji, że nie zdziwiłbym się, gdybym teraz się rozpłakał, ale mimo to miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie.

-O mało nie zginąłeś a ona wykorzystała okazję, by na tobie eksperymentować...

Mówiłem cicho. Zdecydowanie za cicho, jak na mnie, ale po chwili jego silne ramiona otoczyły mnie i zamknęły w silnym uścisku, przyciągając do jego ciepłego ciała. Westchnąłem cicho i oparłem czoło o jego ramię, próbując się jakoś uspokoić, zanim zabiję Hanji albo rozpierdolę całe pomieszczenie.

-Ale jak widać dobrze zrobiła. Nie denerwuj się, Levi. Nie mam zamiaru jeszcze umierać.

Zapewnił mnie, co w jakiś sposób mnie uspokoiło. Jedno wiem na pewno. Eren ma w sobie niezwykle silną wolę życia i wolę wolności. Są to tak dominujące u niego cechy, że czasem mam wrażenie, że zabić może go jedynie odcięcie głowy lub wyrwanie serca a uwięzić go można jedynie w klatce zbudowanej z tysiąca warstw grubych ścian. Dlatego wiem i wierzę mu, gdy to mówi, bo mam pewność, że tak jest. Odsunąłem się od niego i spojrzałem na zaciekawioną ale wciąż lekko wystraszoną okularnicę.

-Dziękuję, że mu pomogłaś. Ale nie eksperymentuj na nim więcej.

Uśmiechnęła się do mnie w odpowiedzi i wyszła z pokoju, zostawiając nas samych a ja podszedłem z Erenem do jego łóżka, na którym powoli się ułożył. Nie ruszał się przez kilka dni, więc musiał odczuwać zawroty głowy a może nawet bóle mięśni.

-Jutro w nocy wyruszymy w drogę powrotną do domu.

Zarządziłem, na co przytaknął z uśmiechem, ale mi coś jeszcze siedziało w głowie. Wpatrywałem się w krajobraz za oknem, zastanawiając się, jak mu to powiedzieć, nie zważając na mijający czas.

-Powinieneś zamieszkać w naszym domu.

Oznajmiłem w końcu, a gdy na niego spojrzałem, zorientowałem się, że jest na skraju krainy snów i zaraz do niej odpłynie.

-Dopiero po ślubie.

Mruknął sennie, na co mnie zamurowało. Co ten dzieciak znów plecie?

-Co?

-Gdy się pobierzemy, zakończymy karierę w Zwiadowcach i przeprowadzimy się do tego domku.

Powiedział, z każdym zdaniem mówiąc coraz ciszej, aż w końcu zasnął a o tym, że żyje, świadczyła jedynie jego unosząca się rytmicznie klatka piersiowa. Ślub? W sumie... nigdy o tym nie myślałem, ale nigdy nie jest za późno, by zacząć.

Komentarze

Popularne posty