Opiekun - rozdział 32


Droga powrotna jakimś cudem minęła nam bez większych przeszkód, i tak w końcu po całonocnej podróży w samo południe przekraczaliśmy bramę, wjeżdżając do miasta. Westchnąłem, widząc ten tłum obserwujących nas ludzi. Część z nich pokłada w nas wszelką nadzieję. Inni nas nienawidzą. Ale to nie oni są najgorsi. Najgorsi są ci, których rodzina należy do Korpusu Zwiadowców. Nie mogę ścierpieć, gdy musimy kogoś poinformować o śmierci ich krewnego, a oni zalewają się płaczem. A na tej wyprawie zginęło 23 Zwiadowców. Byłem pewien, że coś się wydarzy, tylko czekałem, aż jedno z nich do mnie podejdzie i miałem rację. Zaczepił mnie pewien mężczyzna i od razu wiedziałem, kto to, bo znałem go z widzenia.

-Witaj, kapralu Levi, moja córka, Petra, ona należy do pańskiego Oddziału Specjalnego. Chciałem spytać, jak się spisuje?

Powiedział z szerokim uśmiechem, a ja czułem na sobie spojrzenia wszystkich w pobliżu i widziałem, jak Eren mocniej zacisnął palce na lejcach. Zsiadłem z konia, spojrzałem starszemu mężczyźnie w twarz i zrobiłem coś, czego się po mnie nie spodziewano. Klęknąłem przed nim na jedno kolano i zasalutowałem mu, spuszczając głowę i wbijając wzrok w chodnik.

-Pańska córka była jednym z najlepszych Zwiadowców, jej pomoc była nieoceniona. Niestety, na tej misji, ona jak i niemal cały Oddział Specjalny zginął. Mimo, że byli elitą, oni i pana córka byli za słabi, by stawić czoła tak wielu tytanom na raz. A ja byłem zbyt słaby, by móc ich uratować. To była wspaniała kobieta i jestem pewien, że jej duch jest z panem. Przykro mi, że nie mogłem jej pomóc. Będę więcej pracować, by stać się silniejszym i by móc ochronić innych, gdy zajdzie taka potrzeba.
Nikt nie spodziewał się po mnie takiej wypowiedzi. Szczerze mówiąc, ja sam się tego po sobie nie spodziewałem. Ale zastanowiłem się, co chciałbym usłyszeć, gdybym ja był na jego miejscu a z misji nie wrócił Eren i tak zrobiłem.

-Pańska córka była wspaniałą przyjaciółką i człowiekiem, oraz niezrównanym żołnierzem. Proszę nie płakać, bo ona by tego nie chciała. Chciałaby, żeby uśmiechał się pan i był dumny, że pańska córka przyczyniła się do odwetu ludzkości na tytanach. Gdyby nie ona, nasz Oddział nie zaszedłby tak daleko.

Usłyszałem Erena i uniosłem wzrok, wstając z klęczek. Stał pomiędzy mną a tym mężczyzną i wyolbrzymiał fakty, byleby tylko jemu było lżej, a po starej, zmęczonej życiem twarzy płynęły łzy rozpaczy, mimo lekkiego uśmiechu na ustach. Ojciec naszej kompanki wyciągnął rękę i położył ją na ramieniu Erena, uśmiechając się szerzej, co musiało być dla niego niezwykle trudne.

-Dziękuję ci, chłopcze. Tak, masz rację, będę dumny z mojej córki, chociaż jest to dla mnie ogromna strata. Panu też dziękuję, kapralu. Dziękuję, że zrobił pan wszystko, co w pańskiej mocy, by ochronić moje dziecko.

Powiedział i odwrócił się, odchodząc ze zwieszoną głową. Byłem pewien, że ciężko będzie pogodzić mu się ze stratą, ale nie mogłem nic na to poradzić. Nie mogę cofnąć czasu. Ale kiedyś pomścimy śmierć mojego oddziału. Tego jednego byłem pewien, chociaż nie miałem żadnych podstaw, by tak myśleć. Wśród ludzi zapanowało poruszenie, co mnie zdziwiło, ale nagle coraz więcej mieszkańców miasta zaczęło padać na kolana i nam salutować. Byłem w szoku i nie miałem pojęcia, co się dzieje. Z resztą nikt nie miał. Nawet ci, którzy stali na swoich balkonach, klękali i nam salutowali.

-Dziękujemy za wasze poświęcenie. Prosimy, chrońcie nas dalej.

Głos wielu ludzi poniósł się po ulicach, wprawiając cały Oddział Zwiadowców w osłupienie. 100 lat temu, gdy jeszcze mocno wierzono w Zwiadowców, ludzie podobno przed i po każdej wyprawie im salutowali w podziękowaniu, ale nie sądziłem, że teraz coś takiego może być możliwe. Niemal pół wieku temu straciliśmy prawie całkowicie ich zaufanie, a tu coś takiego. Spojrzałem na Erena, który uśmiechał się szeroko i po chwili wrócił na swojego konia, więc poszedłem w jego ślady. Erwin dał znak by ruszać, więc ruszyliśmy w dalszą drogę, mijając klęczących przed nami ludzi - dzieci, starców, matki z maleństwami na rękach, mężczyzn wracających z pracy... to wydawało mi się tak niesamowicie surrealistyczne, a jednak działo się na prawdę.

-Widzisz, Zwiadowcy znów zyskują szacunek ludzi.

Usłyszałem szept a gdy spojrzałem w stronę, z której dochodził, zatopiłem się w tych niezwykłych tęczówkach, które roziskrzone patrzyły na mnie ciepło i radośnie. Przytaknąłem, unosząc lekko kąciki ust i spojrzałem przed siebie, wiedząc, że przed nami jeszcze kilka godzin drogi do zamku. Być może właśnie zaczyna się nowa era dla Zwiadowców. Kto wie...

Komentarze

Popularne posty