Miłość i nienawiść dzieli cienka granica - rozdział 27
Harry stał oparty o drzwi prowadzące do sypialni jego chłopaka i czekając na niego zastanawiał się, co on wyrabia? Odpowiedź jest oczywista, czeka na blondyna, by iść na ich pierwszą randkę. Więc trzeba inaczej zadać pytanie. Co oni wyprawiają? Chłopak westchnął, poprawił okulary na nosie i spojrzał na plecy Ślizgona, który zawzięcie czegoś szukał w swojej torbie. Podszedł do niego i objął go w pasie.
-Draaacooo...
Wymruczał, opierając brodę na jego ramieniu i zamykając oczy, czując ciepło tego drugiego ciała. Długie palce wplątały się w jego ciemne włosy i zamruczał, czując delikatną pieszczotę.
-Już kończę, zaraz możemy iść.
Obiecał, ale jego partner nie odsunął się ani trochę, co go zastanowiło. Odwrócił głowę by spojrzeć na ciemnowłosego na tyle, na ile mógł i uniósł jedną brew.
-Wszystko w porządku?
Zapytał, zauważając dziwne zachowanie nastolatka.
-Uhm.
Przytaknął chłopak, jednak po chwili zaczął powoli odpływać i tracić świadomość, coraz bardziej ciążąc na ramionach blondyna, który szybko odwrócił się i ledwo dał radę go złapać, gdy Wybraniec zaczął osuwać się na ziemię.
-Harry? Harry!
Ułożył go na podłodze i poklepał po policzkach, próbując go ocucić, ale nie przynosiło to efektu. Przeniósł chłopaka na swoje łóżko i upewniając się, że Złoty Chłopiec oddycha, wybiegł jak poparzony z pomieszczenia, zaraz za drzwiami wpadając na Blaise'a.
-Hej, Draco, chciał...
-Idź po Snape'a! Już!
Rozkazał i wrócił do sypialni, wiedząc, że może zaufać przyjacielowi, który z pewnością to zrobi i uklęknął obok łóżka, obserwując swojego chłopaka. Nie miał pojęcia, co się stało, przecież przed chwilą byli na obiedzie i wszystko było w porządku, więc dlaczego tak nagle zemdlał? W dodatku mocno zbladł, ale przynajmniej oddychał samodzielnie. Do pomieszczenia wpadł wychowawca ich domu i odsunął blondyna od Pottera, samemu go badając.
-Co się stało?
Zapytał, ale dopiero po chwili Draco zdał sobie sprawę, że pytanie było kierowane do niego.
-Nie wiem. My... byliśmy na obiedzie i przyszliśmy tutaj bo chcieliśmy pójść nad jezioro. Harry na mnie czekał, nie skarżył się na nic i nic nie zauważyłem i nagle po prostu zemdlał.
Wyjaśnił najzwięźlej, jak potrafił a u jego boku nagle pojawił się Zabini, podający mu szklankę wody, którą przyjął z wdzięcznością i wypił życiodajny napój, zwilżając usta. Nawet nie wiedział kiedy tak bardzo zaschło mu w gardle.
-Co z nim?
Zapytał, gdy nauczyciel wstał, kończąc swoje badanie.
-Nie mam pojęcia. Jakby klątwa lub trucizna. Wydarzyło się coś szczególnego podczas obiadu?
Czarne oczy ojca chrzestnego mierzyły go, chcąc mieć pewność, że chłopak powie prawdę, mimo, że nie miał przecież powodu, żeby kłamać.
-Nie.... Chyba nie...
-Draco, ale przecież podeszło tych trzech Gryfonów i zaczepiali ciebie i Harry'ego...
Wtrącił się Blaise, ściągając na siebie uwagę obydwu mężczyzn. Blondyn zastanowił się i zaczął powoli kiwać głową, przypominając sobie ten fakt.
-Tak, racja, przyszli i się nas czepiali..
-Czego chcieli?
-Zwykłe zaczepki, że pedały i tego typu inteligentne odzywki.
-Wiesz, kim oni byli?
To było kluczowe pytanie. Chłopak wiedział, że już gdzieś ich widział, tylko gdzie? Gdzie... I wtedy go olśniło a pusta szklanka wypadła mu z ręki i rozbiła się na podłodze.
-Oni... regularnie gwałcili Harry'ego, gdy był w Gryffindorze.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, a miała być randka, a wyszło... ale nic Harremu nie będzie,?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia