Tajemnica - rozdział 8
-Remi!
Usłyszał, ale mimo to nie otwierał oczu. Wszystko go bolało,
bo przed momentem spadł z miotły i nie było to najlepsze uczucie, szczególnie,
że przez swoją przypadłość miał mocno osłabioną wytrzymałość i odporność
organizmu. Poczuł, jak ktoś dotyka jego ramienia, a gdy otworzył oczy ujrzał
przypatrującego mu się uważnie Blacka, na którego twarzy wyraźnie widział
zmartwienie i nie był pewien, czy to tylko wytwór jego zamroczonego bólem
umysłu czy rzeczywistość.
-Nic ci nie jest?
Drżący głos pochylającej się na nim postaci był cichy i
jakby dziwnie ściśnięty, co mocno go zaskoczyło i uświadomiło mu, że to
wszystko dzieje się na prawdę. Uśmiechnął się i pokręcił głową, podnosząc się
do siadu, a czarnowłosy chłopak go asekurował, nie pozwalając mu upaść.
-Nie, wybaczcie.
Powiedział, rozmasowując sobie tył głowy, który bolał go
najbardziej.
-Za co ty przepraszasz, idioto?! To moja wina, wpadłem na ciebie,
jak ostatni kretyn nie patrzyłem, gdzie lecę i przeze mnie mogło ci się coś
stać, przepraszam!
Syriusz wyraźnie był wzburzony i nie mógł kontrolować swoich
emocji, a jego dłonie zaciskały się w pięści, jakby chciał kogoś uderzyć, ale
jedynie klęczał obok przyjaciela i próbował się uspokoić. Remus wyciągnął dłoń
i położył ją na ramieniu przyjaciela, zmuszając go, by ciemne oczy spojrzały mu
w twarz i uśmiechnął się lekko.
-Nic się nie stało, wszystko okay.
Zapewnił go, wiedząc, że Gryfon teraz potrzebuje właśnie
takiego zapewnienia. Uniósł wzrok i spojrzał po pozostałej dwójce, która stała
nad nimi z wyraźnie wymalowaną ulgą na twarzach.
-Może powinniśmy skończyć na dziś i wrócić do szkoły?
Pytanie padło z ust osoby, od której najmniej się tego
spodziewali, a mianowicie Jamesa, który poprawił okulary na nosie i uśmiechnął
się, wyraźnie spokojniejszy do swoich przyjaciół, na co oni przytaknęli mu jak
jeden mąż. Remus próbował wstać, ale zakręciło mu się w głowie i znowu by
upadł, gdyby nie czarnowłosy przyjaciel, który złapał go i przerzucił sobie
jego ramię na karku, obejmując go w pasie i stabilnie podtrzymując.
-Zaprowadzę cię do pokoju i sprawdzimy, czy nic ci nie jest.
W razie czego pójdziemy do pani Pomfrey.
Zadecydował, nie chcąc słyszeć ani słowa sprzeciwu, więc
chory na likantropię nastolatek pozwolił mu na to. Droga do dormitoriów, która
normalnie trwała zaledwie kilka minut, tym razem trwała o wiele dłużej i gdy
dotarli do miejsca docelowego, czuli się kompletnie wypompowani, a mimo to
szlachcic nie zamierzał na tym poprzestać.
-Rozbierz się od pasa w górę, zobaczę, czy nic ci nie jest.
Zarządził, zdejmując swój własny sweter i wrzucając go do
kosza na pranie, po czym założył ręce na piersi i czekał, aż chłopak przed nim
wykona jego polecenie.
-Nie trzeba, na prawdę nic mi nie jest.
Na pooranej bliznami twarzy widać było lekki uśmiech, ale
gdy tylko zobaczył oczy jak u zbitego psa u swojego przyjaciela, westchnął
cicho i zaczął się rozbierać i musiał przyznać, że plecy trochę go bolały.
Syriusz podszedł do niego i zaczął badać jego klatkę piersiową, delikatnie
dotykając bladą skórę opuszkami swoich palców i uciskając delikatnie miejsca, w
których w jego mniemaniu coś było nie tak, ale chłopak nie reagował, więc
odetchnął, wiedząc, że klatka piersiowa jest nienaruszona.
-Obróć się tyłem.
Poprosił, a po chwili te same, ciepłe palce błądziły wzdłuż
kręgosłupa jego przyjaciela, który drżał, mimo że nie było mu zimno. Co
dziwniejsze, czuł, jak szybko bije jego serce, ale za nic nie chciał się do
tego przyznać, po prostu zamykając oczy i czekając, kiedy badanie się skończy.
-Chyba faktycznie nic ci nie jest, choć z pewnością będziesz
mieć trochę siniaków.
Odetchnął w końcu Black, odsuwając się i podając blondynowi
sweter, który ten szybko na siebie założył. Nie wiedział, dlaczego drżał od
tego delikatnego dotyku, dlatego cieszył się, że już się skończyło. Uśmiechnął
się do przyjaciela i położył na łóżku, czując, że musi chwilę odpocząć.
Komentarze
Prześlij komentarz