Zdjęcie - rozdział 5
Nie sądziłem, że pójdzie tak łatwo, ale dziewczyna od razu
zaprosiła nas do swojego mieszkania w akademiku i ugościła nas sokiem i
ciastkami. Od razu nas rozpoznała, gdy zdjęliśmy czapki, okulary i szaliki z
twarzy, co było dla niej lekkim szokiem, ale nie skomentowała tego, siadając na
przeciwko nas ze swoją szklanką w dłoniach.
-Więc... chcieliście ze mną porozmawiać?
Pogoniła nas, lekko się rumieniąc a ja zdałem sobie sprawę,
że od kilku minut wpatrujemy się w nią z Tomem jak w obrazek, co musiało być
dla niej niezręczne i odchrząknąłem.
-Widzisz, jakiś czas temu nasza przyjaciółka przysłała nam
twoje zdjęcie. Wyglądasz kropla w kroplę jak ja kilka lat temu i zastanawiamy
się, czy jesteś może z nami spokrewniona.
Wyjaśniłem, uśmiechając się przyjaźnie, na co pokiwała
głową, zastanawiając się przez chwilę nad tym, co jej powiedziałem.
-Nie mogę wam pomóc. Nie znam mojej rodziny, jestem z domu
dziecka. Kilka lat temu zaadoptowała mnie pewna para, ale nie są ze mną
spokrewnieni. Nie mam pojęcia, czy mogę wam pomóc.
Poczułem się źle, czując to, co mówi. Zrobiło mi się jej na
prawdę żal, wiedząc, że nie mogło jej być łatwo. Tom ścisnął moje ramię, dając
mi znać, że jest przy mnie a dziewczyna uśmiechnęła się do nas przepraszająco.
-Czy w takim razie zgodzisz się na testy DNA?
Nie pomyślałem o tym, ale to miało sens. Tom miał rację,
jest to najprostszy sposób, by dowiedzieć się, czy jest z nami w jakimkolwiek
stopniu spokrewniona. Spojrzałem z nadzieją na jej bladą twarz.
-W porządku. Ale mam jeden warunek.
Uniosłem lekko brew, chociaż wiedziałem, że ma prawo do
stawiania nam warunków. W końcu narzucamy jej się i oczekujemy od niej niemal
natychmiastowej akceptacji wszystkiego, co jej mówimy, a przecież musi to być dla
niej równie trudne, jak dla nas.
-W czasie, gdy będziemy czekać na wyniki testu, będziemy się
spotykać i poznamy się chociaż trochę lepiej.
Spojrzałem na Toma, chociaż szczerze mówiąc, sam miałem na
to ochotę. Tom wpatrywał się z kolei z zaskoczeniem na gospodynię, więc z
powrotem przeniosłem na nią moje spojrzenie i zauważyłem ten gest. Ten
charakterystyczny gest, który mam po mamie, że gdy się denerwuję bawię się
bransoletką. Niby nic, ale w jakiś sposób podpowiadało mi to, że nie jest nam
całkiem obca.
-Sami chcieliśmy ci to zaproponować.
Przyznałem, a ona uśmiechnęła się do nas szeroko i zapytała,
czy chcemy coś zjeść, a gdy zniknęła w kuchni wymieniłem z Tomem
porozumiewawcze spojrzenia. Jej sposób poruszania się, sposób mówienia, ton
głosu, sposób, w jaki odgarnia włosy za ucho i to, jak bawi się bransoletką... wszystko
po części jest podobne bardziej do Toma, po części bardziej do mnie i
zastanawiam się, co to znaczy.
Komentarze
Prześlij komentarz