Doki-doki - Epilog
-Wystaw mi!
Krzyknął niski chłopak o intensywnie pomarańczowych oczach i
zaczął biec w stronę siatki. Widzowie nerwowo obserwowali sytuację. To ostatnie
sekundy meczu, pomiędzy drużynami panuje remis. Jeśli Karasuno uda się zdobyć
punkt, wygrają. Tylko nikt nie rozumiał, dlaczego na moment przed zakończeniem
gry wystawili nowego zawodnika, w dodatki takiego mikrusa. Król boiska nie
patrzył na nikogo, ale widział wszystko. Przeciwnicy ustawili się do
standardowego bloku i nie spodziewali się żadnej niespodzianki. To była ich
najsilniejsza broń. Zaskoczenie, połączone z ich chirurgiczną wręcz precyzją i
szybkością. Mikrus podskoczył i nagle piłka wbiła się w ziemię po drugiej
stronie siatki a wszyscy zamarli. Dopiero po kilku sekundach zorientowali się, że
akcja już się zakończyła. Szybki atak nie dał szansy na reakcję a Karasuno
wygrało mecz. Wszyscy zaczęli wiwatować i zawodnicy wysypali się na boisko,
świętując. Pomarańczowowłosy rzucił się w ramiona środkowego, który mu wystawił
i wpił się w jego usta.
-Nie ma to, jak grać razem! Widziałeś, jak odbiłem?
Zapytał z szerokim uśmiechem, oplatając go jak koala. Ten
zaśmiał się i poszedł w kierunku reszty drużyny.
-Widziałem. To dzięki mojej wystawie.
Odparł, na co usłyszał wesoły śmiech tuż przy uchu.
-Oczywiście, w końcu jesteś najlepszy.
Stwierdził nastolatek, wtulając się w swojego partnera i
słysząc, jak jego serce, jak szalone, robi Doki-Doki.
Komentarze
Prześlij komentarz