Opiekun - rozdział 5
Wszedłem cicho do pokoju starając się nie obudzić mojego współlokatora, ale ta nadmierna ostrożność z mojej strony okazała się zupełnie niepotrzebna, bo jak się okazało, chłopiec nie spał tylko siedział na parapecie, na powrót zajmując się swoją lekturą. Faktycznie, załatwienie wszystkiego zajęło mi dobre 3 godziny, ale skoro on nie spał od ponad dwóch dni, dlaczego tak szybko wstał? W dodatku nie wyglądało na to, żeby wstał zaledwie parę minut temu, bo gdy spojrzenie jego zielonych oczu przeniosło się na mnie, zauważyłem, że jest całkowicie rozbudzony, czyli musiał być na nogach już co najmniej kwadrans. Zerknąłem na łóżko i zobaczyłem, że jest idealnie zasłane, tak, jak go uczyłem. Podszedłem do niego i spojrzałem na czytaną przez niego książkę.
-Dlaczego już nie śpisz?
Spytałem, zajmując swoje miejsce na krześle przy biurku, ale wciąż spoglądając na niego uważnym wzrokiem.
-Hanji przyniosła jakieś papiery.
No tak, mogłem się domyślić. Ta cholerna okularnica nie mogła zachowywać się taktownie, nieważne kiedy. Z doświadczenia wiem, że wpadła tu pozwalając drzwiom odbić się od ściany i zaczęła się wydzierać, momentalnie budząc Erena, który się jej najzwyczajniej w świecie bał. Muszę jej w końcu przypierdolić, to może nauczy się choć odrobiny kultury. Westchnąłem i zmierzwiłem mu czuprynę.
-Wybacz, że cię obudziła.
Odparłem i odwróciłem się przodem do mebla, mierząc morderczym wzrokiem papiery na nim leżące. Gdyby wzrok mógł zabijać, sporo osób by zginęło z mojej ręki. Nie no, i tak już dość ludzi zabiłem. Ale dokładnie pamiętam kogo, kiedy i jak. I wiem, że będę za to pokutował do końca mojego życia.
-Levi?
Z rozmyślań wyrwał mnie dziecięcy głosik. Spojrzałem lekko nieprzytomnie na dzieciaka, który wyraźnie nad czymś rozmyślał, ale nie był pewien jak zagaić rozmowę. A może nie chciał mnie zdenerwować? Chociaż powinien wiedzieć, że on mnie niczym nie zdenerwuje.
-Eren, możesz ze mną rozmawiać o wszystkim.
Przypomniałem mu, gdy cisza między nami zaczęła się przeciągać. Uśmiechnął się przepraszająco i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. O co może mu chodzić?
-Marie mówiła, że masz dopiero 20 lat. Kiedy masz urodziny?
A więc o to mu chodzi? Zaśmiałem się widząc, jak bardzo stresował się tym nic nie znaczącym pytaniem.
-25 grudnia. W tym roku będą moje 21 urodziny.
Przyznałem zauważając, że od razu się zamyślił. Spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz i zmarszczył brwi. Co siedzi w jego małej głowie? Po dłuższej chwili spojrzał na mnie, wciąż będąc bardzo zamyślony.
-Levi... mogę wyjść?
Zapytał, czym mnie szczerze zaskoczył. Co on kombinuje? Albo raczej, co siedzi mu w głowie? Wiem, że dzieci mają niesamowitą wyobraźnię, ale nie chcę żeby coś mu się stało.
-Nie możesz wyjść za teren zamku. Masz wrócić przed kolacją i uważać na siebie.
Oznajmiłem, na co uśmiechnął się znów i odłożył książkę, zaznaczając stronę, na której skończył, zeskoczył z parapetu i podszedł do mnie, przytulając się do mojego ciała. Pogłaskałem go po głowie, a on odsunął się i spojrzał na mnie radośnie.
-Dziękuję Levi.
Wyśpiewał i wybiegł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Westchnąłem i spojrzałem na papiery leżące przede mną. Czy nie powinienem iść go pilnować? Nie, nie mogę go dusić. No i powinien uczyć się samodzielności. Ale martwię się o niego, co mogę poradzić? Zerknąłem na kalendarz, na który on sam patrzył chwilę wcześniej swoimi pięknymi oczami. 17 września. Niedługo zacznie się robić chłodno. Muszę zatroszczyć się o cieplejsze ubrania dla Erena. Wróciłem spojrzeniem do dokumentów przyniesionych przez Hanji i próbowałem się na nich skupić, nie mogąc przestać myśleć o dziwnym zachowaniu mojego podopiecznego.
***
Było już dosyć późno i za kwadrans miała się zacząć kolacja, a Erena nadal nie było. Zdawałem sobie sprawę, że ma jeszcze kilka minut, ale i tak denerwowałem się bardziej, niż byłbym skłonny się do tego przyznać. Gdy jestem w zamku rzadko tracę go z oczu, szczególnie na tak długo. Wstałem niecierpliwie z krzesła i chciałem już wyjść, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł chłopiec, patrząc na mnie roziskrzonymi oczami o niezwykłej barwie. Spojrzałem na niego i zwalczyłem chęć by go dopaść i mocno przytulić. Nie chciałem dać po sobie poznać, jak bardzo się martwiłem. Zauważyłem, że jest lekko ubrudzony na twarzy i rękach, na co uniosłem pytająco jedną brew.
-Pójdę się umyć i będę gotowy na kolację.
Powiedział z szerokim uśmiechem na ustach, kierując się w stronę łazienki. Gdy drzwi się za nim zamknęły, odetchnąłem cicho z ulgą. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo się o niego bałem, dopóki go nie zobaczyłem. Mimo że jako zwiadowcy jesteśmy rodziną, nie zawsze zgadzamy się z opinią innych, więc często dochodziło do kłótni na tym tle. Ktoś mógł stwierdzić, że coś będzie dla Erena dobre, podczas gdy było zupełnie na odwrót. Chwyciłem go za rękę gdy do mnie podszedł i ruszyłem razem z nim do jadalni, gdzie siedliśmy na swoim standardowym miejscu a wszyscy się nam przyglądali z zaciekawieniem. Jeny, o co im znowu chodzi? Przeszywałem spojrzeniem każdego, kogo przyłapałem na gapieniu się na nas, przez co spuszczali głowy, zdenerwowani i speszeni moim wzrokiem. Westchnąłem cicho i wróciłem do jedzenia pierwszego ciepłego posiłku od ponad dwóch tygodni. Za murami musieliśmy być ostrożni i nie mogliśmy sobie na to pozwolić, więc rozkoszowałem się dobrym, domowym posiłkiem. Kątem oka widziałem jak Eren robi to samo, gdy nagle naprzeciw mnie usiadł pewien rosły blondyn. Uniosłem wzrok od razu zauważając intensywnie niebieskie oczy, mocno zarysowane szczękę i krzaczaste brwi.
-Dowódco.
Przywitałem się grzecznie. Nie przepadam za nim, ale wiem, że to on obejmie zwierzchnictwo nad oddziałem Zwiadowców, gdy tylko Keith postanowi zrezygnować. Sądząc po misji z której dopiero co wróciliśmy, nastąpi to szybciej, niż ktokolwiek się spodziewa. Oprócz mnie oczywiście. Ale czego chce ode mnie przyszły generał?
-Levi, mam do ciebie pewną sprawę. Przyjdź do mnie po kolacji.
Poprosił poważnie, po czym spojrzał na Erena, który przyglądał mu się uważnie. Nie ufał Erwinowi i w cale mu się nie dziwiłem. Jest on świetnym żołnierzem, ale nigdy nie wiadomo, co mu siedzi w głowie i wydaje się być bezwzględny. Trudno zapracować na moje zaufanie, ale miałem wrażenie, że na zaufanie tego bachora jeszcze trudniej jest zapracować.
-Eren, jak ci się u nas podoba?
Zapytał wesołym tonem pomiędzy kęsami potrawki. Widziałem, jak Eren uśmiecha się radośnie, czym mnie cholernie zdziwił. Byłem pewien, że nie ufa mężczyźnie siedzącemu przed nami, a teraz wyglądał jak najszczęśliwsze dziecko na świecie które rozmawia z ukochanym wujkiem. To z tym dzieckiem jest coś nie tak czy jednak ze mną? Ja wiem, że ja jestem dziwnym człowiekiem, ale żeby aż tak, że ciężko mi zrozumieć pierwszego lepszego bachora, który nagle zjawił się w moim życiu?
-Bardzo! Jak dorosnę to pójdę w ślady Leviego i zostanę zwiadowcą. Tak jak on!
Powiedział słodkim, rozemocjonowanym głosem z jakimś dziwnym błyskiem w oku. Z jakiegoś nieznanego mi powodu wyobraziłem sobie starszego Erena na misji poza murami, który na moich oczach zostaje pożarty przez Tytana, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Na myśl o tym przeszedł mnie dreszcz. Za wszelką cenę chciałem tego uniknąć. Ale przecież Eren jest zdolny już teraz. Zostanie świetnym żołnierzem i nie zginie poza murami na żadnej wyprawie, a ja dam radę go obronić. Blondyn roześmiał się szczerze, zwracając tym na nas uwagę wszystkich obecnych.
-Podziwiasz Leviego, co?
Puścił mu oczko i zerknął na mnie z nieukrywanym rozbawieniem. Dobrze wiedział jaką szumowiną byłem przed wstąpieniem do wojska i zapewne świetnym żartem było dla niego przyglądanie się, jak mój podopieczny mnie podziwia, nie wiedząc nic o mojej przeszłości. Ale to już za mną. Bachor siedzący obok mnie uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle jest możliwe, bo miałem wrażenie, że jego twarz zaraz popęka od tegoszczerzenia się i będę musiał za chwilę go zszywać.
-Tak! Levi jest najlepszy! Wiesz, jaki jest zdolny? Wszystkiego mnie uczy!
Eren zdawał się być szczery. Jego podziw i to, jak mnie chwalił, lekko mnie peszyło. W końcu nie jestem kimś godnym podziwu, ale skrzętnie ukryłem to za maską obojętności. Jego iskierki w oczach były niepowtarzalne i nie chciałem, żeby kiedykolwiek z nich zniknęły.
-Tak, zgadza się. Jest jednym z naszych najlepszych żołnierzy. A nie boisz się zostawać sam, jak jest z nami na misji?
Dopytywał, a mnie zaczęło coś tu nie pasować. Co on się tak czepia mojego dzieciaka? To musi mieć jakieś drugie dno, ale nie wiedziałem jakie konkretnie. Nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie, bo i tak się dowiem o co mu chodzi i obronię przed nim Erena. Zorientowałem się, że marszczę brwi, więc szybko się zreflektowałem i odsunąłem od siebie pustą już miskę, zajmując się moją herbatą dla odmiany.
-Nie! Martwię się, że Leviemu coś się stanie, ale w zamku nic mi nie grozi. Poza tym nie byłem sam, bo Maria ze mną była i się mną zajmowała. W zamku nie ma nic strasznego. Straszne rzeczy znajdują się poza murami zamku i poza murami ludzkości. Ale Levi i inni zwiadowcy kiedyś to coś przepędzą i będziemy mogli wyjść poza mury. A ja pomogę Leviemu w osiągnięciu tego.
Oznajmił stanowczo, biorąc ode mnie serwetkę i wycierając buzię. Podświadomie zauważyłem, że coraz mniej się brudził podczas posiłków i zaczął dorastać. Jego słowa wprawiły zarówno Erwina jak i mnie w konsternację, ale najwyraźniej chłopak miał inne plany na dzisiaj, aniżeli gawędzić z przyszłym generałem, bo gdy tylko schował serwetkę do kieszeni, wstał i zabrał swoje naczynia ze stołu.
-Jeśli wybaczysz, dowódco, wrócę do pokoju. Dziękuję za rozmowę i posiłek.
Powiedział twardo i ruszył w stronę kuchni, żeby odnieść naczynia. Byłem z niego dumny i chciało mi się śmiać, widząc wyraz twarzy Erwina, ale no cóż.... bywa i tak. Zebrałem swoje naczynia i odszedłem, zostawiając go w permanentnym szoku i dołączając do Erena, który czekał na mnie przy drzwiach. Zawsze na mnie czekał. Nie wiem czy nie chciał, żebym się o niego martwił, czy to on nie chciał się rozdzielać, ale zawsze gdy się ode mnie oddzielał, czekał na mnie w pobliżu, bym miał go w zasięgu wzroku, o ile nie poprosi wcześniej o zgodę na odejście gdzieś dalej. Chwyciłem jego drobną dłoń i ruszyłem z nim na łąkę, na którą bardzo chciał iść i posiedzieć razem ze mną. Jakby nie był pewny, czy za chwilę ta sielanka się nie skończy i nie zniknę. Ułożył się głową na moich kolanach gdy siedzieliśmy pod naszym ulubionym drzewem i wtulił się w mój brzuch. Nim się zorientowałem, zasnął snem sprawiedliwych, a wiatr kołysał jego ciemnymi włosami.
Komentarze
Prześlij komentarz