Pomocy - rozdział 7
Wracałem do domu późnym wieczorem, cały obolały i ledwo słaniając się na nogach. Chciałem tylko zmyć z siebie ten brud pod prysznicem i zaszyć się w swoim pokoju. Miałem zaraz skręcać w swoją uliczkę, gdy poczułem, jak ktoś wciąga mnie do zaułka, obok którego właśnie przechodziłem, a czyjaś dłoń zakryła mi usta i zostałem przyciśnięty do ściany. Po chwili zobaczyłem przed sobą Shizuo, więc mogłem odetchnąć. Zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów i odsunął dłoń od mojej twarzy, ale wciąż mnie nie puszczał.
-Twoje ciuchy są podarte.
Zauważył, spoglądając mi prosto w oczy.
-Nieważne.
Odparłem, wzruszając ramionami i uśmiechając się lekko. Westchnąłem, widząc jego powątpiewające spojrzenie i wiedziałem, że nie odpuści.
-Izaya, co się z tobą dzieje? Chodzisz cały czas poraniony i posiniaczony, ten mężczyzna pod szkołą traktuje cię jak zabawkę, wracasz późno do domu i do tego w podartych ciuchach i włosach, w dodatku z nowymi ranami. Co się dzieje?
Zapytał, spoglądając na mnie ze zmarszczonymi brwiami i wiedziałem, że nie puści mnie, dopóki mu nie powiem. Ale raz kozie śmierć. Gorzej i tak nie będzie.
-Pracuję jako męska dziwka dla bogatych facetów. Zadowolony?
Uśmiechnąłem się, widząc szok na jego twarzy, ale nie odsunął się ode mnie ani trochę. Westchnął jednak i spojrzenie jego złotych oczu zmiękło.
-Dlaczego?
Kolejne pytanie, a jego palce wciąż trzymały moje ramię, jakby w cale się mnie nie brzydził.
-Bo muszę.
Komentarze
Prześlij komentarz