Opiekun - rozdział 4
Wsiadłem na konia, spoglądając na Erena, który stał tuż obok i patrzył na mnie wielkimi, zielonymi oczami. Widziałem niepewność w jego spojrzeniu. Dwa kroki za nim stała Maria, dziewczyna, która była u nas dość długo, ale często zostawała w zamku bo nie była zbyt dobra w zabijaniu tytanów, mimo dodatkowych treningów na które wciąż ją wysyłaliśmy. Wiedziałem, a raczej miałem nadzieję, że dobrze zajmie się dzieciakiem podczas mojej nieobecności. A ona wiedziała, że jeśli spadnie mu choć włos z głowy, to nie ukryje się przede mną nawet w najciemniejszym ścieku. Pięciolatek podszedł do mnie i pociągnął za moją pelerynę zwiadowcy, bym na niego spojrzał.
-Eren, wrócę za kilka dni. Obiecuję.
Powiedziałem, patrząc w jego lekko zaniepokojone oczy. Przygryzł policzek od środka, najwyraźniej intensywnie o czymś myśląc, ale w końcu włożył piąstkę do kieszeni i podał mi coś. Wziąłem to w dłonie i zobaczyłem małe, bardzo małe skrzydła wolności, wyrzeźbione nożem w kawałku drewna i pomalowane. Spojrzałem na niego zaskoczony. Kiedy on miał czas to zrobić i kto do cholery dał mu bez nadzoru nóż do ręki? Zapewne Hanji. Głupia, nieodpowiedzialna okularnica.
-Uważaj na siebie.
Poprosił i podszedł do swojej opiekunki, by przypadkiem żaden koń go nie stratował gdy ruszymy. Patrzyłem zszokowany na to cudeńko w mojej ręce i... nie wiedziałem co myśleć. To było urocze i wspaniałe z jego strony. Aż tak mu na mnie zależy? Schowałem to do kieszeni na mojej piesi i zapiąłem ją, by nie zgubić swoistego osobistego talizmanu. Po chwili wyruszyliśmy razem z resztą w stronę bramy, by kilka minut później opuścić bezpieczne mury. W pamięci wciąż miałem fakt, że muszę wrócić w jednym kawałku, żeby nie złamać danej mu obietnicy. Uśmiechnąłem się i spojrzałem w niebo rozkoszując się wiatrem, który buszował za murami. Erenowi by się to spodobało. Może kiedyś będę mógł pokazać mu bezkresne łąki i niebo bez obaw, że pożre nas tytan?...
***
Wracaliśmy wykończeni. Wielu z nas było ciężko rannych. Jedenaścioro zginęło z rąk tytanów. Przez nieprzewidziane wydarzenia wróciliśmy dwa dni później niż zakładaliśmy, ale w końcu wróciliśmy. Od razu ruszyłem do swojego pokoju, w pamięci mając, że Eren musi się zamartwiać. Bał się, że nie wrócę, że go zostawię.
Gdy wszedłem do pomieszczenia, siedział na parapecie i wodził po niebie nieobecnym wzrokiem. Podszedłem do niego i uklęknąłem parę kroków przed nim, by mógł do mnie podejść i nie być ode mnie dużo niższym. Odwrócił się i spojrzał na mnie, a w jego oczach coś radośnie błysnęło. Zeskoczył z parapetu i podbiegł do mnie, więc po chwili zamknąłem go w ramionach czując, jak cały drży.
-Miałeś być już dwa dni temu.
Powiedział cicho z wyraźnym żalem w głosie i smutkiem, ale jednocześnie dało się słyszeć szczęście. Przytuliłem go mocniej do siebie chcąc go zapewnić, że już jestem. I chcąc upewnić siebie samego, że znów jestem razem z nim.
-Przepraszam. Wywiązały się pewne komplikacje.
Przyznałem, na co pokiwał głową ze zrozumieniem i odsunął się lekko ode mnie, przyglądając mi się uważnie.
-Nic ci nie jest?
Zapytał. Urocze, ten mały jegomość martwi się o mnie, dorosłego zwiadowcę. Uśmiechnąłem się lekko i pokręciłem głową.
-Nie. Najwyraźniej prezent od ciebie przyniósł mi szczęście.
Odparłem, dotykając miejsca, gdzie znajdował się drewniany symbol wolności. Jego usta rozciągnęły się w radosnym uśmiechu i rzucił mi się na szyję, po czym odsunął się i podciągnął koszulkę, pokazując mięśnie, które były zarysowane zdecydowanie mocniej, niż niecałe dwa tygodnie temu.
-Ćwiczyłem codziennie rano, tak jak z tobą. Maria ledwo za mną nadążała. Ale była dla mnie miła i tuliła mnie do snu. I nie była zła, że chcę spać tutaj a nie u niej. Powiedziała, że nawet to rozumie.
Opowiedział, siadając na łóżku i przeciągając się. Ściągnąłem pelerynę, kurtkę, buty i żabot, po czym ściągnąłem całą uprząż i broń, postanawiając później zanieść to do zbrojowni. Podszedłem i poczochrałem jego włosy.
-Wieczorem cię jeszcze o wszystko wypytam, okay? Teraz idę się umyć a potem muszę zrobić jeszcze kilka formalności, żeby mieć dla ciebie wolny wieczór, dobrze?
Zapytałem, kucając przed nim i wpatrując się w jego twarz. Przytaknął i wyciągnął spod poduszki książkę którą zaraz się zajął. Gdy wróciłem, leżał na łóżku i spał spokojnie, nie zauważając nawet, że książka którą czytał spadła na podłogę. Podniosłem ją i odłożyłem na stolik nocny i w momencie, gdy ubierałem koszulkę usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę!
Krzyknąłem, a po chwili w drzwiach pojawiła się blondynka która przez ostatni czas zajmowała się tym bachorem. Uśmiechnęła się i spojrzała mi przez ramię, by zobaczyć na śpiącego Erena.
-Chciałam jedynie zameldować, że wszystko było w porządku. Jedynie ostatnie dwa dni nie przespał ani minuty, martwiąc się o pana. Jeśli zajdzie potrzeba z chęcią znów się nim zajmę.
Powiedziała, po czym wyszła z pomieszczenia a ja spojrzałem na małą, śpiącą postać. On... martwił się o mnie? Czekał na mnie i nie mógł spać martwiąc się, że coś mi się stało? Usiadłem na łóżku i pogładziłem go po głowie, zamyślając się. W sumie miło mieć kogoś, kto się o ciebie troszczy i mieć do kogo wrócić. Westchnąłem do swoich myśli i wyszedłem, decydując się jak najszybciej załatwić wszystkie potrzebne formalności, w pokoju zostawiając pogrążonego we śnie dzieciaka.
Komentarze
Prześlij komentarz