Opiekun - rozdział 3
Stałem i o mało jej nie przypierdoliłem, gdy obserwowałem rozgrywającą się przede mną scenę. Właśnie szliśmy z Erenem na trening przed śniadaniem, gdy napatoczyła się moja krewna i sztucznie się do niego szczerzyła rozmawiając z nim. Stałem dwa kroki dalej, obserwując ich i widziałem, jak Eren co chwilę na mnie spogląda, jakby chciał się upewnić, że nie uciekłem. Jakbym w ogóle miał uciec. Czy tego chciałem czy nie, zaczęło mi zależeć na tym dzieciaku.
-Wiesz Eren, myślę, że powinieneś zostać przez jakiś czas ze mną. Nie możesz cały czas przeszkadzać Leviemu.
No krew mnie zaleje. Czy ta dziewczyna straciła rozum i nie wie co mówi? Chyba tak. A czy on mi przeszkadza? Nie. No właśnie! W zielonych oczach coś dziwnie zabłysło. Coś jak... poczucie winy? Spojrzał na mnie i zauważyłem minimalne zmiany na jego twarzy, które tylko ktoś uważny mógł zauważyć. Ktoś, kto tak jak ja obserwował go uważnie, chcąc ochronić go przed wszystkim co mogłoby go skrzywdzić. Spuścił ledwo zauważalnie głowę i wiedziałem, że ma zamiar się zgodzić. Woli sam cierpieć niż przeszkadzać innym. Jeny, co za dzieciak. Czas bym wkroczył do akcji. Podszedłem do nich i położyłem dłoń na ramieniu kuzynki, która spojrzała na mnie z uśmiechem zdradzającym jej lekki niepokój, po czym podniosłem dzieciaka na ręce, delikatnie go do siebie tuląc.
-Gdyby mi przeszkadzał, wysłałbym go by posprzątał całą bibliotekę i lochy, żeby mieć go z głowy. Przestań grać, że ci na nim zależy, to żałosne. Sam się nim zajmę. Nie zbliżaj się do niego, tylko mu szkodzisz.
Ostrzegłem ją tak cicho, by nikt kto przechodził obok nie mógł tego usłyszeć, ale jej czarne oczy rozszerzyły się w szoku i zarumieniła się. Widziałem jak szok malował się na jej twarzy a usta otwierają się w ramach protestu.
-Nie masz pojęcia co on zrobił.
Syknęła, patrząc na mnie spode łba. Prychnąłem, przytulając głowę Erena do mojej piersi, tak, by jedno ucho zasłaniała moja klatka a drugie moja dłoń. Poczułem dotyk jego małych łapek na mojej dłoni, ale nie protestował, nie wyrywał się. Jakby tylko chciał poczuć ciepło mojej skóry. Jakby chciał mieć pewność, że wciąż tu jestem i nie zniknę.
-Ja w przeciwieństwie do niego, jestem mordercą. Jeśli nie masz zamiaru traktować go normalnie tylko jak potwora, to nie zbliżaj się do niego. Skrzywdź go raz jeszcze, a zabiję cię.
Odparłem i odwróciłem się na pięcie, odchodząc razem z Erenem jak najdalej od tej sztucznej laski. Pff. I ona niby jest moją kuzynką? Dlaczego los mnie tak pokarał? Eh... Usadziłem dzieciaka pod drzewem i sam zająłem miejsce naprzeciw niego. Wiedziałem, że chcąc nie chcąc muszę z nim porozmawiać. Nie mogę pozwolić żeby za cokolwiek się obwiniał, ani żeby czuł się źle. Zastanawiałem się jak mam przeprowadzić rozmowę, ale on sam przerwał panującą między nami ciszę i zaczął mówić.
-Jeśli nie chcesz, nie musisz się mną zajmować.
Powiedział, skubiąc źdźbło trawy przed nim. Był wyraźnie zdenerwowany. Spojrzałem na niego uważnie. Zaskoczył mnie. Jest zdecydowanie zbyt dojrzały jak na swój wiek i bardzo często zaskakiwał mnie czymś nowym, szczególnie swoją inteligencją.
-Chcę. Ja cię nie opuszczę. Nigdy. Nie słuchaj ludzi którzy mówią ci, że jesteś zły, bo nie jesteś. Jesteś wyjątkowy i ja zawsze będę trwać przy tobie. Ochronię cię.
Zapewniłem go mając nadzieję, że to wystarczy. Nie wiedziałem co jeszcze mam mu powiedzieć. Spojrzał na mnie badawczo swoimi oczami o niezwykłej barwie i po chwili jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Odetchnąłem z ulgą widząc, że pomogło. Dotarło do niego to, co chciałem mu przekazać. Wstałem i rozejrzałem się, kładąc przyniesiony przez nas bidon na ziemi w cieniu drzewa, by woda dłużej pozostała przyjemnie chłodna, po czym schyliłem się.
-Chcesz ze mną poćwiczyć czy tu zostać?
Zapytałem, na co poderwał się i zameldował gotowość do ćwiczeń, więc standardowo zaczęliśmy od biegania. Muszę przyznać, że chłopak poczynił znaczne postępy przez niecałe dwa miesiące treningów. Bez problemu biegał ze mną po 10 kilometrów i zastanawiałem się, żeby od przyszłego tygodnia zacząć biegać po 15 kilometrów. W końcu trzeba się rozwijać, ale nie chciałem by przeholował. Również zwiększył liczbę powtórzeń wykonywanych ćwiczeń. Na spokojnie dobijał do 100 powtórzeń wszystkich ćwiczeń a deskę wytrzymywał już nawet 40 sekund. Na jego małym, dziecięcym ciałku pomału pojawiały się zarysy mięśni, co bardzo mu się podobało i lubił im się przypatrywać w lustrze zaraz po kąpieli. Ja też się rozwinąłem. 10 kilometrów biegu były dla mnie jak spacerek. Serię powtórzeń podniosłem do 400 i o 30 sekund zwiększyłem czas na wytrzymanie deski. Ten mały motywował mnie do ćwiczeń. Chcąc nie chcąc musiałem to przyznać - z nim dużo bardziej chciało mi się ćwiczyć i być coraz lepszym. Po wspólnej kąpieli zabrałem go na śniadanie, gdzie wszyscy nam się przypatrywali. Nie dziwię się. Eren zmieniał się z dnia na dzień i coraz bardziej można było to zauważyć. Zachowywał się jak kulturalny człowiek, ale pozostawił w sobie wciąż bycie dzieckiem. Po posiłku sam prosił mnie o serwetkę i wycierał sobie buzię i rączki, po czym sam prał ją w łazience, kładąc ją potem na parapecie aby się wysuszyła. Często mi pomagał, na przykład niosąc różne papiery tu i ówdzie, lub pomagał mi sprzątać - w końcu nie byłem jedynym, który dbał o czystość w tym zamku. Obserwując go gdy jadł zauważyłem, że jego wilgotne włosy są już trochę za długie. Zaczynały powoli już opadać mu na ramiona, przez co wyglądał coraz bardziej jak dziewczynka.
-Eren, obetniemy dziś włosy.
Zarządziłem, na co przerwał posiłek i spojrzał na mnie. Chwycił pasmo swoich brązowych włosów między palce i spojrzał na nie, najwyraźniej o czymś myśląc. Nie chce ich ścinać?
-W porządku.
Odparł po prostu, wzruszając ramionami i wracając do jedzenia. Najwyraźniej długość włosów nie była dla niego aż tak istotna. Sam również zacząłem jeść śniadania z reguły składające się z jednej kanapki i herbaty. Najwyraźniej ten dzieciak miał wpływ również na mnie, a nie tylko ja na niego. Ciekawe, co mnie jeszcze czeka.
-Levi?
Usłyszałem przesłodzony głos za sobą, w którym wyraźnie czułem prośbę, a gdy tam spojrzałem, zobaczyłem tę Szaloną Okularnicę. Czego ta cholera chce? Nie mogę w spokoju zjeść posiłku z Erenem? Uniosłem jedną brew dając jej znać, że ma kontynuować, na co złożyła dłonie przed sobą w błagalnym geście. Już wiedziałem, że będzie to coś na co się nie zgodzę, ale mimo to pozwoliłem jej się wypowiedzieć. Kulturalnym trzeba być.
-No bo... ja przygotowałam nowy wynalazek i ktoś musi go przetestować i pomyślałam, czy może nie pożyczysz mi Erena na jedno popołudnie lub dwa?
Zapytała. Kątem oka zauważyłem, jak bachor się spiął. Bał się tego naukowca z piekła rodem i w cale mu się nie dziwię, sam nie oddałbym się w jej ręce. Co prawda była genialna i wiele jej wynalazków pomagało nam w walce z tytanami, ale mimo wszystko w tym geniuszu było zdecydowanie za dużo szaleństwa, a to nie mogło skończyć się dobrze dla wszystkich. Wróciłem spojrzeniem do stojącej przed nim kobiety, w której oczach błyszczało szaleństwo a z jej ust niemal ciekła ślinka. Skrzywiłem się widząc to. Obrzydliwe.
-Nie ma mowy. Skoro nie jest przetestowane to nie wiesz czy to bezpieczne. Eren nie będzie brał udziału w twoich eksperymentach, nigdy.
Odparłem, wracając do poprzedniej pozycji i kończąc mój posiłek. Słyszałem jej nawijanie i jęczenie za plecami żebym się zgodził, ale ja już powiedziałem, co miałem do powiedzenia, więc nawet nie próbowałem jej słuchać. W przeciwieństwie do Erena, który jadł coraz wolniej aż w końcu przestał jeść i odłożył pół kanapki na talerz, tempo się w nią wpatrując wyraźnie przerażony tym, co mówiła. Widziałem, jak powoli znów zamyka się w sobie, w swoim małym świecie w którym nikogo do siebie nie dopuszcza, byleby nikt więcej go nie skrzywdził. Wkurwiony na Hanji do granic możliwości wziąłem go na ręce i szybko opuściłem pomieszczenie. Wróciłem z nim do pokoju, gdzie posadziłem go na łóżku. Trochę irytowało mnie to, że zawsze muszę mu wszystko mówić wprost, ale czułem podskórnie, że jeśli tego nie zrobię, to go stracę i nigdy więcej nie zobaczę życia, pragnienia wolności w jego niezwykłych oczach, które było silniejsze niż u kogokolwiek, kogo znałem.
-Eren, nie pozwolę by ta Szalona Okularnica cię tknęła. Nigdy. Nie musisz się bać, w porządku? I nie zwracaj uwagi na to, co mówi. Plecie co jej ślina na język przyniesie bez zastanowienia. Okay?
Spytałem, widząc, jak patrzy na mnie lekko zasmucony. Pokiwał głową, wciąż patrząc pod nogi zamiast na mnie. Zastanawiałem się, co zrobić z tym fantem, ale nagle uśmiechnął się i spojrzał na mnie radośnie, chociaż ja widziałem tę niepewność i zagubienie w jego oczach.
-Wszystko w porządku, Levi. Ufam ci.
Zapewnił mnie, przytulając się do mojej piersi. Pogłaskałem go po głowie i podszedłem do biurka, gdzie znalazłem nowe papiery, w tym informacje o tym, że za trzy dni wyruszamy na kolejną misję za murami. Cholera, muszę wymyślić kto zaopiekuje się Erenem za ten czas. Spojrzałem na chłopca i usiadłem naprzeciw niego na podłodze, na co odłożył książkę i spojrzał na mnie zaciekawiony, przechylając lekko głowę.
-Eren, jest pewna sprawa, o której muszę z tobą porozmawiać.
Zacząłem, uważnie obserwując każdą jego reakcję. W jego oczach coś błysnęło, ale zbyt krótko bym mógł się zorientować, co to takiego. Strach?
-Widzisz, dowódca zarządził kolejną misję poza murami. Muszę wziąć w niej udział. Nie chcę cię opuszczać, ale nie możesz iść z nami, to by było zbyt niebezpieczne i nie mogę zagwarantować, że cię obronię. Muszę znaleźć kogoś, kto się tym czasem tobą zaopiekuje, w porządku?
Zapytałem, widząc jak uważnie słucha każde moje słowo. Uśmiechnął się do mnie radośnie i ciepło, co trochę zbiło mnie z tropu. Myślałem, że będzie zły lub smutny.
-To twoja praca, Levi. Zaczekam na ciebie tutaj.
Zadeklarował się, co w jakiś sposób mnie rozczuliło, jednak nie dałem po sobie tego pokazać. Oparłem się o stojący za mną regał i zamknąłem oczy, zastanawiając się, kto może zająć się tym dzieciakiem podczas mojej nieobecności. Poczułem jak chłopak wspina się po mnie, zajmując miejsce na moich kolanach i wtulając się we mnie. Zauważyłem, że potrzebuje ode mnie dużo ciepła w formie tulenia i rozmowy, albo chociażby zwykłego bycia obok, co było łatwe a bardzo wpływało na jego humor i zachowanie. Położyłem dłoń na jego plecach i delikatnie je gładziłem. Muszę znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Musi się nim zająć ktoś odpowiedni, żeby nie pogorszyć jego stanu. Tylko kto?
Komentarze
Prześlij komentarz