Sługa - rozdział 13








-Możecie mi to wszystko wyjaśnić?

Spytałem, siedząc naprzeciwko grupy Oddziału Zwiadowców. Hanji, Levi, Armin, Erwin, Sasha, Connie, Jean. Wszyscy się we mnie wpatrywali - niektórzy z niepewnością i zakłopotaniem, niektórzy z przyjaźnią i zadowoleniem. Tylko jedna para oczy przyglądała mi się z miłością i dumą.

-Urodziłeś się na zamku osiemnaście lat temu. Twoja mama, Carla, miała przyszywanego brata, Davida. Jak się potem dowiedzieliśmy, był to tak naprawdę jej kuzyn, który zamieszkał na zamku po tym, jak jego rodzice zostali zabici w walce z tytanami. Chłopak miał obsesję na punkcie władzy i nie mógł pogodzić się z tym, że na tronie zasiądziesz ty, prawowity spadkobierca, a nie on. Zaczął pałać się niebezpiecznymi eksperymentami. Gdy miałeś 10 lat przeprowadził zamach na twoich rodziców a ciebie sprzedał do niewoli i jakimś dziwnym sposobem zmienił ci wspomnienia, Hanji wciąż pracuje nad tym, jak mu się to udało. W każdym razie... Owinął sobie wokół palca głupców z zarządu i zasiadł na tronie. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero jakieś dwa lata później. Zaczęliśmy cię szukać, chociaż szanse były marne. Ale nie mogłeś zasiąść na tronie przed osiągnięciem pełnoletniości, tak stanowi prawo. Znaleźliśmy cię i prosiliśmy różnych ludzi, by cię wykupili - wszyscy obiecywali się tobą zająć, ale wychodziło to, co sam wiesz, że wyszło. Cały czas miałem na ciebie oko i w końcu, mimo sprzeciwu Erwina, zorganizowaliśmy tę szopkę, jakobym był panem na włościach. Znając mniej-więcej twój temperament, nie mogliśmy ci o niczym powiedzieć wcześniej, nie wysiedziałbyś w miejscu, wiedząc to wszystko.

Wyjaśnił Levi, siedząc po mojej prawej stronie i wszyscy mu przytaknęli. Uśmiechnąłem się do nich szeroko.

-Dziękuję wam. Za wszystko.

Odpowiedziałem, czym z pewnością ich zaskoczyłem, sądząc po ich wyrazach twarzy. Odchrząknąłem i spojrzałem na naszego szalonego naukowca.

-Hanji, jak ma się sprawa z tytanami? Wiemy coś więcej?

Zapytałem, spoglądając na zakłopotaną okularnicę.

-Niestety, wciąż wiemy tylko, jak ich zabijać.

-Erwin, kiedy jest następna wyprawa za mury?

Kolejne pytanie, jednak do innej osoby.

-Za miesiąc, licząc od dziś.

Westchnąłem i spojrzałem na swojego ukochanego.

-Levi, czy uczynisz mi ten zaszczyt i odejdziesz od zwiadowców?

Zapytałem z nadzieją, chociaż dobrze znałem odpowiedź.

-Nie.

Westchnąłem znów, przez chwilę myśląc, ale w końcu...

-W porządku. Chcę wstąpić do zwiadowców.

Oznajmiłem, czym zupełnie zszokowałem wszystkich i miałem wrażenie, że zaraz pospadają z krzeseł, co było dość zabawnym widokiem.

-Jesteś tego pewien? To ciężka praca.

Usłyszałem głos ukochanego, ale chwyciłem go za dłoń i uśmiechnąłem się.

-Z tobą nic mi nie grozi. Będę walczył u twego boku i chronił cię, a ty mnie. Będę o wiele spokojniejszy, mogąc być tam z tobą.

Wyznałem, po czym schyliłem się i złożyłem na jego ustach krótki, delikatny pocałunek.

-Wezmę cię pod swoje skrzydła. Ale nie będzie taryfy ulgowej.

Ostrzegł mnie, co mnie rozbawiło.

-Dam sobie radę.

Zapewniłem i zajęliśmy się wyznaczaniem zaufanych urzędników, którzy mogliby mnie zastąpić w
trakcie mojej nieobecności.

Komentarze

Popularne posty