Nowe życie - rozdział 5
TOM
Okey, co ja właśnie zrobiłem? Ach, tak... Pocałowałem Czarnego! Zawisłem nad nim, patrząc mu w jego zaskoczoną twarz. Bałem się, że znów zacznie panikować, ale był wyjątkowo spokojny i spoglądał na mnie z jakąś taką.... czułością. Uśmiechnąłem się i pogładziłem go po policzku.
-Daj mi się porozpieszczać.
Poprosiłem cicho, patrząc prosto w orzechowe oczka. Westchnął cicho i spojrzał na mnie jak mały, zagubiony szczeniaczek.
-Nie chcę cię wykorzystywać.
Zaoponował, jednak jego opór był dużo mniejszy niż jeszcze chwilę temu. Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go w czoło a potem delikatnie, krótko w usta.
-Nie wykorzystujesz. Chcę tego.
Odparłem i zobaczyłem wahanie w jego twarzy. Zagryzł dolną wargę, przez co jego chciałem jeszcze bardziej zasmakować jego ust, ale nie chciałem być zbyt natarczywy.
-W porządku.
Zgodził się w końcu po dłuższej chwili i rozluźnił się pode mną. Westchnąłem cicho i położyłem się obok niego, obejmując go i przyciągając do siebie. Przytulił się do mnie i czułem, jak się uśmiecha. Mogłem sobie rękę uciąć, że się uśmiecha.
-Bill, jest jeszcze jedna sprawa.
Zacząłem, głaszcząc go po plecach i czując jego ciepły oddech na moim obojczyku.
-Mm?
Zamruczał cicho, nie podnosząc na mnie wzroku. Uśmiechnąłem się, bo ten pomruk skojarzył mi się z kotkiem.
-W sobotę są urodziny mojego przyjaciela i nas zaprosił. Masz ochotę iść?
Zapytałem. Nie wiem, czy Czarny lubi imprezy czy nie i gdzie lubi chodzić. Przez chwilę panowała cisza i zastanawiałem się nad tym, czy powiedziałem coś nie tak.
-Możemy pójść.
Odparł po jakimś czasie, po czym zamruczał cicho, gdy podrapałem go delikatnie po karku. Zaśmiałem się lekko, rozkoszując się tą istną sielanką.
-To zbieraj się, idziemy na zakupy.
Zarządziłem, na co w końcu na mnie spojrzał, spoglądając na mnie z zaskoczeniem.
-Zakupy?
Zapytał, na co wyszczerzyłem ząbki i pokiwałem głową, potwierdzając, ale widząc jego zdziwiony wzrok wiedziałem, że muszę kontynuować.
-Musimy kupić dla nas obu nowe ciuchy na imprezę i prezent dla Andreasa.
Wyjaśniłem, na co pokiwał ze zrozumieniem głową i odsunął się ode mnie, po czym przeciągnął się i wstał z łóżka, naciągając na tyłek czarne spodnie. Sam poszedłem w jego ślady i poszedłem do swojego pokoju, żeby się przebrać. Spotkaliśmy się przed drzwiami od domu i wsiedliśmy do samochodu, więc ruszyłem w drogę do galerii handlowej. Wjechałem na podziemny parking i po chwili stałem wśród tłumu ludzi w galerii pomiędzy sklepami.
-Gdzie chcesz iść?
Zapytałem. Bill spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie, po czym złapał mnie za dłoń i pociągnął do jakiegoś sklepu.... obuwniczego, którego nie znałem. Chwyciłem jeden z butów w dłoń i od razu zorientowałem się, że są z makabrycznego materiału, szczególnie, że kosztowały zaledwie 10 EUR. Westchnąłem cierpiętniczo, zastanawiając się, kiedy on się w końcu nauczy, że teraz ma kupować markowe rzeczy, bo nas na to stać i chwyciłem go za ramię, po czym wyciągnąłem go ze sklepu i wprowadziłem do innego, gdzie są ciuchy największych światowych marek i spojrzał na mnie dziwnie.
-Co ty robisz?
Spytał, stając pomiędzy wieszakami i krzyżując ręce na piersi. Podszedłem do niego bardzo blisko i spojrzałem mu w oczy.
-Nie kupujemy tandety.
Oznajmiłem i pokazałem mu ręką, że ma coś sobie tutaj wybrać. Westchnął, ale więcej nie protestował. Zaczął buszować między wieszakami, więc i ja poszedłem w jego ślady. Po jakiś 30 minutach miałem w rękach trzy bluzy, dwie pary spodni i jakieś 7 T-shirtów i dwie koszule. Odwróciłem się i szukałem wzrokiem Billa, ale chwilę mi zajęło, nim znalazłem go w przebieralni. Na wieszakach w małym pomieszczeniu było mnóstwo rzeczy a on przymierzał właśnie ciemnoszary, cienki i bardzo długi sweter, który opinał jego ciało. Zmierzyłem go wzrokiem a on odwrócił się do mnie przodem, gdy mnie zauważył.
-Pokaż, co znalazłeś.
Poprosiłem. Zaprezentował mi wszystkie zebrane przez niego rzeczy, głównie w kolorach czerni i szarości. Dwie bluzy, jedna kurta, jedna ramonezka, pięć T-shirtów, dwie pary spodni, trzy koszule, siedem swetrów i jeden żakiet. Pokiwałem głową, bo wszystko było bardzo w jego stylu i podobało mi się.
-Bierzemy wszystko.
Zarządziłem i widziałem, jak zbladł.
-Ale..
-Nie ma ale. Bierzemy wszystko.
Uciszyłem jego protesty i zabrałem mu wieszaki z rąk, po czym poczekałem, aż się przebierze i poda mi ostatni sweter i poszliśmy do kasy, by zapłacić, a on nie odzywał się ani słowem.
-Dziękuję.
Powiedział cicho, gdy wcisnąłem mu dwie siatki do rąk. Uśmiechnąłem się i przytuliłem go.
-Nie ma za co.
Odparłem i ruszyliśmy dalej.
BILL
Wróciliśmy z zakupów dopiero po godzinie 20 i wywaliłem wszystko na łóżko, przyglądając się temu. Po pierwszych zakupach Tom kupił mi jeszcze pięć par markowych butów, kolejne dwie kurtki, jeszcze siedem swetrów, trzy kolejne bluzy, dwanaście T-shirtów, trzy koszule, dwa paski do spodni, od groma skarpetek i bokserek, cztery pidżamy, kąpielówki, dwie pary okularów przeciwsłoneczny, dwanaście(!) puszek lakieru do włosów, bo był na przecenie, i cały zestaw kosmetyków i lakierów do paznokci. Zrobiło mi się słabo, gdy w głowie obliczyłem, ile mniej więcej kosztowały całe te zakupy. Aha, no i garnitur. Tak, garnitur. W życiu nie miałem takiej kasy w rękach a on wydał tyle lekką ręką na mnie w jeden dzień. Poczułem obejmujące mnie od tyłu ramiona. Najwyraźniej tak się zamyśliłem, że nie zauważyłem, gdy Tom wszedł do mojego pokoju.
-Co się stało?
Zapytał, kładąc podbródek na moim ramieniu. Westchnąłem cicho.
-Wydałeś na mnie strasznie dużo kasy.
Zauważyłem, na co zaśmiał się i odwrócił mnie przodem do siebie, po czym pocałował czule w usta.
-Wydam na ciebie jeszcze o wiele więcej. Lepiej się przyzwyczaj.
Oznajmił i już miałem zaoponować, ale chwycił mnie za dłoń i wyszliśmy z pomieszczenia, po chwili znajdując się w jadalni, gdzie czekała na nas jego mama.
-Hej, skarby. Jak tam zakupy?
Zapytała i spojrzała na mnie ciekawie. Widziałem, że oczekuje odpowiedzi ode mnie.
-Tom zaszalał.
Odparłem, siadając na swoim miejscu i widząc, jak oboje się śmieją. Tom wywrócił oczami i oparł podbródek o dłoń.
-Wydałem na Billa jakieś 12 tysi i robi mu się słabo.
Zaśmiał się, po czym wystawił do mnie język.
-Bill, stać nas na to, a nawet na więcej. Jutro dostaniesz swoją kartę i będziemy ją zasilać co miesiąc, póki nie skończysz studiów i nie zaczniesz na siebie godnie zarabiać. Nie krępuj się wydawać pieniędzy i mówić, co ci potrzeba.
Poprosiła jego mama a mnie aż się głupio zrobiło, więc spuściłem wzrok i już nic nie powiedziałem, zajmując się jedzeniem i przysłuchując się ich rozmowie.
Komentarze
Prześlij komentarz