Pomocy - rozdział 2
Obudziłem się w łóżku w sali pielęgniarki szkolnej. Rozejrzałem się i zorientowałem się, że nikogo tam nie ma. Podniosłem się do siadu i chwyciłem swoją kurtkę, która leżała obok mnie, po czym ubrałem ją, wstałem i chwyciłem torbę. Nie miałem pojęcia, kto mnie złapał, gdy spadałem, ale nie obchodziło mnie to w tym momencie. Wtuliłem nos w ciepłe futerko kurtki, owijając się nią szczelniej, bo było mi wyjątkowo zimno. Westchnąłem i wyszedłem z sali, kierując się do wyjścia ze szkoły, nie mając ochoty już wracać na lekcje.
-Pchło.
Usłyszałem za plecami znajomy głos. Uśmiechnąłem się szeroko i odwróciłem, spoglądając na blondyna znajdującego się za moimi plecami i patrzącego na mnie podejrzliwie.
-Hej, Shizuś.
Odparłem, kiwając się z pięt na palce i z powrotem. Widziałem, jak złote oczy prześlizgnęły się po moim ciele, ale starałem się zachować pozory normalności.
-Już ci lepiej?
Zapytał, a mnie to uderzyło. Och? Dotachin mu powiedział?
-Tak, Dotachin niepotrzebnie ci mówił.
Zaśmiałem się, ale na jego twarzy nie widziałem ani śladu wesołości.
-To ja cię złapałem, zanim spadłeś za barierki i skręciłeś sobie kark. Mruczałeś coś po rosyjsku.
Oznajmił, a mnie jakby piorun trafił. Och... więc to tak... rozumiem...
-Dzięki, Shizuś.
Rzuciłem i wyszedłem ze szkoły, chcąc uniknąć dalszych pytań, które z pewnością by nadeszły.
Komentarze
Prześlij komentarz